+6
krasnal 24 kwietnia 2014 21:29
Tytułem wstępu:
Wyprawę odbyłem w czerwcu 2013 r. - mam nadzieję, że pamięć mnie nie zawiedzie i relacja nie będzie odbiegała od rzeczywistości. Wszystkie ceny aktualne na czerwiec 2013, podane, o ile nie zaznaczono inaczej, w "₪" szeklach (wówczas 1₪ - 0,9 zł).

Izrael - ostatnio popularny kierunek na forum, głównie dzięki nowo otwartym połączeniom liniami Wizzair. My dla odmiany upolowaliśmy bilety u narodowego izraelskiego przewoźnika - El Al. Cena za osobę wyniosła około 510 zł - zbliżona do promocyjnych cen LOT-u, ale godziny dużo wygodniejsze. Linie El Al znane są z delikatnie mówiąc dość restrykcyjnych kontroli bezpieczeństwa, które opisałem na forum w innym miejscu. Na szczęście uciążliwe procedury zostały wynagrodzone serwisem pokładowym. Niestety produkt oferowany przez nasze narodowe linie lotnicze to porównaniu z El Al druga liga. Przystawka, dwa dania na ciepło do wyboru, deser, napoje. IFE ograniczone do radia, ale można było znaleźć coś dla siebie. Tak więc czas podróży szybko minął.

Dzień 1 - Jerozolima
Już stoją nasze nogi w twych bramach, o Jeruzalem, Jeruzalem, wzniesione jako miasto gęsto i ściśle zabudowane (Ps 122, 2-3)

Jerozolima. Od dzieciństwa miałem tę nazwę w swojej głowie. Biblia, książki podróżnicze, filmy. Oczyma wyobraźni widziałem białe mury miasta, palmy, osiołki. Arabowie i Żydzi w tradycyjnych strojach, promienie słoneczne wciskające się w zaułki starożytnego miasta. Powietrze jest ciężkie od dźwięków i zapachów. Czy taką Jerozolimę będzie dane mi poznać? Z niecierpliwością wyglądami linii brzegowej Morza Śródziemnego. Wreszcie jest. Ziemia Święta. Od dwóch tysięcy lat miejsce pielgrzymek. Od wielu więcej - miejsce wojen. Stewardessy żegnają nas słowami "Szabat szalom".

Trochę obawiałem się lądowania w piątkowe popołudnie. Mieliśmy godzinę czy dwie rezerwy zanim zacznie się szabat. Jakiekolwiek dłuższe spóźnienie zmusiłoby nas do łapania szeruta, który choć wygodniejszy, jest ponad dwukrotnie droższy niż autobus. Lądujemy jednak punktualnie, krótkie procedury na lotnisku (wizę dostajemy na oddzielnej karteczce, więc w paszporcie nie będzie śladu po wizycie w Izraelu) i po chwili jesteśmy już na przystanku autobusowym. Nie ma stąd co prawda bezpośrednich autobusów do Jerozolimy i podróż wymaga przesiadki, ale możemy kupić bezpośredni bilet za 24₪. Autobus #5 rusza niemal pusty, jesteśmy jedynymi pasażerami. Po około 10 minutach jazdy wysiadamy na skrzyżowaniu i po chwili podjeżdża #947, jadący do CBS (Central Bus Station) w Jerozolimie. Ten też jest prawie pusty. Wszyscy pewnie już są w domach i szykują się do obchodów szabatu.

Podróż trwa krótko - około godziny. Na dworcu w Jerozolimie przemykają ostatni pasażerowie. My wsiadamy do tramwaju - jedyna linia tramwajowa łączy południowo-zachodnią i północno-wschodnią cześć miasta. Jednorazowy bilet kosztuje 6,6₪. Do murów Bramy Damasceńskiej jest 5 przystanków. Nasz hotel - Rivoli - znajduje się jakieś 100-200 metrów od murów Starego Miasta, już po arabskiej części miasta. Tu szabatu nie ma, uliczne życie wre.

O samym hotelu: za pokój 3-os. płacimy 95$ za noc ze śniadaniem. Warunki trochę skromne, ale nie wymagamy luksusów za tę cenę. Hotel wygrywa swoim położeniem. Meble trochę przestarzałe a obsługa nie zawsze "pamięta" o wydaniu reszty. Klimatyzacja, telewizja i wifi działają bez zarzutu. Śniadania smaczne - co prawda wędlina wygląda podejrzenie, ale dojrzałe w śródziemnomorskim słońcu pomidory i oliwki smakują wyśmienicie zawinięte w chlebek pita. A i sąsiadów mamy spokojnych (widok z naszego okna). Co prawda każdego poranka przed wschodem słońca budzi nas śpiew muezzina, ale to dodaje tylko uroku temu miejscu:



Kilka chwil na rozpakowanie i od razu wyruszamy na miasto. Ciężko się zdecydować gdzie iść najpierw. Wszystkie miejsca znane dotychczas z Biblii są tu na wyciągniecie ręki. Idziemy na Górę Oliwną i do Ogrodu Oliwnego, zwanego po hebrajsku Getsemani. Z naszego hotelu to zaledwie kilometr. W ogrodzie do dziś rosną drzewka oliwne. Niektóre z nich pamiętają ponoć czasy, gdy Jerozolimę zdobyli Krzyżowcy.


Wąska droga stromo wspina się w kierunku Góry Oliwnej. Po drodze mijamy olbrzymi cmentarz. Ponoć miejsca na tej nekropolii kosztują fortunę, bo według Biblii w tym miejscu - w dolinie Cedronu - ma się rozpocząć Sąd Ostateczny. Coś w stylu pośmiertnego priority boarding.


Wreszcie docieramy na Górę Oliwną. Tam około setki żołnierzy płci obojga, każdy z karabinem, uśmiechnięci, żartują, robią wspólne zdjęcia. Jest przecież szabat, dzień odpoczynku po tygodniu ciężkiej służby. Na początku widok uzbrojonych żołnierzy na każdym kroku może szokować, ale szybko się do takiego obrazka można przyzwyczaić. Następnego dnia to już nie robi większego wrażenia. Wracając do samej góry - widok stąd cudowny, chyba jedna z najbardziej znanych panoram. W promieniach zachodzącego słońca błyszczy się Kopuła na Skale. Podchodzi do mnie jeden z Arabów. Pokazuje i tłumaczy: tam wieczernik, tam Judasz miał popełnić samobójstwo, tam daleko - Herodion.


W pobliżu znajduje się jeszcze kilka ważnych dla Chrześcijan miejsc: Grób Panny Maryi - sanktuarium, do którego schodzi się po monumentalnych schodach, Kaplica Wniebowstąpienia - obecnie należy do Muzułmanów, a katolicy mogą odprawić w niej mszę tylko raz do roku - w święto Wniebowstąpienia oraz kościół Pater Noster, czyli Ojcze Nasz, gdzie na ceramicznych tablicach umieszczono przedmiotową modlitwę w ponad 60 językach, w tym oczywiście po polsku. Na tym kończymy zwiedzanie pierwszego dnia, który w sumie przyniósł wiele wrażeń.


Dzień 2 - Betlejem
A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela (Mt 2, 6).

Betlejem - miejsce, które ze słyszenia zna chyba każde dziecko w Polsce. Powtarzane w co drugiej kolędzie dziś leży po drugiej stronie muru, w Autonomii Palestyńskiej, ale jest zamieszkane głównie przez arabskich chrześcijan. Dojedziemy tam arabskim busem #21, który odjeżdża z dworca autobusowego koło Bramy Damasceńskiej, 5 minut marszu z hotelu. Bilet kosztuje 7,3₪.

Tereny Autonomii Palestyńskiej dzielą się na strefy A, B i C. Strefa A to tereny pod administracyjną i policyjną kontrolną Palestyńczyków. Strefa B to tereny zamieszkane przez Palestyńczyków pozostające pod wojskową kontrolą wojsk izraelskich. Strefa C to osiedla osadników pod całkowitą kontrolą Izraela. Betlejem leży w strefie A. Jadąc do Betlejem bus nie zatrzymuje się na tzw. checkpoincie. Po chwili jesteśmy już Bejt Dżala, sąsiednim miasteczku. Do Bazyliki Narodzenia Pańskiego jest stąd zaledwie zaledwie kilometr marszu cały czas prosto ulicą papieża Pawła VI. Znowu okazuje się że mamy niesamowite szczęście. Zagaduje nas polski ksiądz Kazimierz, który jest misjonarzem i od kilku lat mieszka w Betlejem. Wcześniej pracował kilka lat w Libanie. Pokazuje nam swój dom, prowadzi na dach, skąd rozciąga się wspaniały widok na Betlejem i okolicę.


Ulica Pawła VI wygląda jak typowa uliczka na arabskiej starówce. Sprzedawcy rozkładają swoje kramy, rzeka ludzi płynie w tą i z powrotem, między wszystkim przeciskają się samochody. Na straganach kupimy wszystko, od miejscowego rękodzieła po chiński badziew, dokładnie jak na całym świecie.


Ksiądz Waldemar prowadzi nas do Bazyliki, po arabsku zagaduje policjantkę pilnującą Groty Narodzenia. Dzięki jego protekcji wchodzimy do groty wyjściem, omijając olbrzymią kolejkę. Przez grotę przepływa nieskończony łańcuszek ludzi, poganiamy przez pilnujących porządku policjantów. Srebrna gwiazda wyznacza miejsce, gdzie miał narodzić się Jezus Chrystus. Nad gwiazdą wiszą kadzielnice należące do zakonników poszczególnych obrządków, którzy opiekują się bazyliką - katolickich, ormiańskich i greckich. My razem z księdzem stajemy w kąciku i po cichu odśpiewujemy kolędę.


Po wyjściu z Bazyliki, trochę w formie podziękowania dla księdza, robimy zakupy w zaprzyjaźnionym sklepiku tuż obok. Nad sklepem powiewa polska flaga (właściwie bandera), właściciel mówi bardzo dobrze po polsku, i jak podejrzewam, żyje głównie z polskich pielgrzymów. Na hasło "ksiądz Kazimierz" schodzi od razu z ceny o połowę - możecie spróbować użyć tego hasła ponownie, chyba jest wielokrotnego użytku :) W sklepie głównie dewocjonalia, ale też klasyki w stylu magnesy na lodówkę oraz mój hit - arabskie mydło z oliwek z wizerunkiem wielbłąda na opakowaniu. Może posłużyć jako prezent dla mniej religijnej części rodziny czy znajomych.


Naszym kolejnym celem było Pole Pasterzy, którzy według Biblii w momencie narodzin Chrystusa trzymali straż nocną nad swoją trzodą (Łk 2, 8). Taksówkarze życzyli sobie 40-50₪ za w sumie dość krótką wycieczkę i nie za bardzo chcieli zejść z ceny, więc postanowiliśmy pójść pieszo do pobliskiego Bajt Sahur (około 2,5 km w jedną stronę). Tu mała dygresja - w Bajt Sahur znajdują się dwa Pola Pasterzy, jedno katolików oznaczane na drogowskazach "Shepherds' Field (W)", drugie prawosławnych, oznaczone "Shepherds' Field (E)". Jest południe, upał niemiłosierny, więc po drodze kupujemy piwo w przydrożnym sklepie (produkt mało popularny w Izraelu, jeszcze mniej w Autonomii, przez to niezbyt tani). Samo Pole Pasterzy okazuje się dość przyjemne, woda szumi w fontannach, pełno ptactwa i jaszczurek.


Po środku znajduje się kościół, gdzie na freskach przedstawiono biblijne sceny związane z narodzeniem Chrystusa.


Po południu wracamy do Jerozolimy ponownie busem #21. Tym razem na checkpoincie normalna kontrola. Wszyscy Palestyńczycy muszą wysiąść, turyści mogą zostać. Żołnierz z karabinem sprawdza nasze paszporty. Po około 15 minutach możemy jechać dalej.

Resztę dnia spędzamy na jerozolimskim Starym Mieście, raczej bez ustalonego celu. Konkretne zwiedzanie zostawiamy sobie na kolejny dzień. W żydowskiej części Starego Miasta co chwilę można się natknąć na ortodoksyjnych żydów w tradycyjnych strojach.


Upał trochę zelżał. Powietrze ponownie wypełnia zapach przypraw i nawoływania sprzedawców. Sklepikarze otwierają swoje kramy. Królują dewocjonalia, sandały z wielbłądziej skóry, przyprawy, biżuteria i inne wyroby złotnicze, misterne szachownice. Wchodząc do niektórych sklepów można dostać oczopląsu.


Nad Jerozolimą powoli zapada zmrok, ale miasto budzi się do życia - szabat się skończył, więc uliczki znowu są znowu pełne.


C.D.N. - w części drugiej - Stare Miasto w Jerozolimie

Dodaj Komentarz